"Mam 12 lat i wolałbym, żeby świąt nie było. Wszystko przez rodziców, a głównie mamę. Nie umiem jej pomóc. Gdy próbuję, zawsze coś jej się nie podoba... - Nie tak, tam powieś tę bombkę, tu jest za gęsto! - zaraz przychodzi i poprawia. - Równo wycinaj te pierniczki! Tych krzywych nie damy na stół... - moich chyba się wstydzi. - Jak ty to kroisz, za duże kawałki i nie w tę stronę! Patrz, co robisz... - prawie krzyczy. Przez to wszystko święta przestały mnie cieszyć. Nie chcę już nawet prezentów. W tym roku mam tylko jedno marzenie na święta. Chciałbym, żeby mama..."
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mama rzadko się uśmiecha, za to często mnie poprawia
Jak byłem dzieckiem, na święta i Mikołaja czekałem przez cały rok. Wysyłałem te wszystkie listy, co sobie życzę dostać pod choinkę... Oczywiście, najczęściej to były zabawki, gry, żelki - cały wór prezentów, ale pamiętałem, żeby narysować też skarpety dla taty albo szalik dla mamy. A potem oni się rozwiedli i gdy miałem 9 lat, zostałem sam z mamą. I na listach rysowałem już tylko nas troje.
Kochałem święta, a teraz... mam 12 lat i wolałbym, żeby ich nie było. Odkąd tata od nas odszedł, mama się zmieniła. Mało się uśmiecha. Myślałem, że jeśli będę jej pomagał przy świętach, to będzie bardziej zadowolona, ale się pomyliłem.
Teraz już boję się jej pomagać, bo ona we wszystkim mnie poprawia. W tym roku znów zaczęło się tak samo!
Uprosiłem mamę, żebyśmy ubrali choinkę wcześniej, już na Mikołajki. Zgodziła się, ale musiała mnie pięćdziesiąt razy poprawić, zanim uznała, że choinka już jest OK. Idealna, godna, by ją pokazać gościom.
Nie tak, tam powieś tę bombkę, tu jest za gęsto!
- strofowała mnie. Nie chciała słuchać, że ja lubię, jak jest gęsto. Było pięknie, a ona to zmieniła. Było mi przykro.
Jak piekła pierniczki, wycinaliśmy razem wzory foremkami, mówiła:
Równo wycinaj! Tych krzywych nie damy na stół... Jak chcesz, to te brzydkie będziesz mógł sobie zjeść.
- choć dziadkowie nie mierzą ich przecież linijką.
Potem przed wigilią zawsze było to samo. Presja, presja, presja, by wszystko było najlepsze, idealne, bez skazy. Zwłaszcza ja. Bo trzeba ludziom pokazać. Nawet przy krojeniu durnych gotowanych warzyw na sałatkę:
Jak ty to kroisz, za duże kawałki i nie w tę stronę! Patrz, co robisz...
Nie lubię świąt. W tej pogoni zgubił się ich sens
Przez to wszystko mam dość... Wolę wcale nie robić tej sałatki ani nie ubierać choinki, żeby nie być znów tym niedobrym, któremu wciąż nic nie wychodzi. Jaki sens mają święta, gdy słyszysz, że wszystko ma być idealne? Przecież w życiu nic nie jest idealne. Mama powinna to wiedzieć.
Przestało mnie cieszyć całe to Boże Narodzenie, gdy nie umiałem jej pomóc i w końcu zrobić coś dobrze.
Dlatego w tym roku nie chcę prezentów. Jest tylko jedna rzecz, o której marzę. Właściwie nie rzecz. Chciałbym, żeby mama i tata, a zwłaszcza mama, dostrzegli, że się staram... i odpuścili, sobie i mi. Zaakceptowali, że wcale nie trzeba wszystkiego zrobić najlepiej i że nie muszą się tak przejmować. Za miesiąc nikt nie będzie pamiętał o idealnie prosto pokrojonej sałatce.
Może jak mama sobie to przypomni, wtedy się uśmiechnie i będzie chociaż trochę jak dawniej.
Janek