"Trzy lata męki z tą kobietą sprawiły, że miałam już serdecznie dość edukacji, a już na pewno matematyki. Mimo że byłam zdolna i się uczyłam naprawdę dobrze, to nie miałam wiary we własne siły. Wszystko przez moją nauczycielkę matematyki, która non stop opowiadała mi, że sobie nie poradzę na studiach, że nie nadaję się do niczego. Ostatnio po kilku latach wreszcie się jej odpłaciłam. Jej mina była bezcenna!"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Taki ktoś, jak ona, nie powinien nigdy uczyć w szkole!
Z tą kobietą było coś od początku nie tak, ale ja zorientowałam się dopiero po kilku miesiącach nauki. Najpierw próbowała wybadać, kto jest mocny z tego przedmiotu, a kto nie. Nie bałam się jej oceny, wiedziałam, że stopnie zawsze miałam dobre. Tak też było przez pierwsze miesiące nauki.
Myślałam więc, że wysokie oceny zapewnią mi jej przychylność i sympatię. Na pewno nie spodziewałam się, że będzie dla mnie jędzą! Niestety, tak też się stało, a ja przez własną głupotę przyznałam się, że chcę pójść na wyższe studia, na inżynierię. Mam wrażenie, że to właśnie to dolało "oliwy do ognia".
Gnębiła mnie prawie 3 lata!
Nauczycielka za każdym razem do najtrudniejszego przykładu do tablicy brała mnie. Najgorzej było, jak czegoś nie wiedziałam, bo tłumaczyła chętnie najprostsze równania, ale tych najtrudniejszych już nie. Wtedy śmiała się ze mnie w głos i mówiła wprost, że się do niczego nie nadaję, nie umiem i nic w życiu nie osiągnę.
Płakałam przez wiele dni przez tę babę, ale bałam się o tym komuś powiedzieć. Po nocach próbowałam rozwiązać przykłady, szukałam pomocy w sieci i u starszych roczników. Niestety, brak moich błędów zamiast mi pomóc, to jeszcze wszystko pogorszył, bo później zaczęła się czepiać mojego wyglądu.
Przyszedł czas rewanżu.
Kilka lat później rzuciłam jej dyplomem
Poszłam na studia głównie dzięki rodzicom i przyjaciołom, którzy uparcie mnie do tego namawiali. Ja sama po tylu latach nie wierzyłam, że dam radę, ale dałam! Te kilka lat trudnej pracy, nauki i wyrzeczeń zaowocowało dyplomem i dobrą pracą w instytucie badawczym. Miałam dobrą pensję i przełożonych, którzy mnie doceniali.
Postanowiłam więc wrócić do szkoły i pokazać dyplom mojej nauczycielce. Jednak musiałam poczekać 2 lata, bo moja siostra Julia chodziła do tej samej szkoły i nie chciałam, by miała przeze mnie kłopoty. Kiedy więc wparowałam wolna i szczęśliwa do placówki, od razu ją znalazłam. Pokazałam dyplom i dowody mojej pracy.
Nauczycielce mina zrzedła i zbladła. Przez długi czas nie odzywała się słowem, tylko potem cicho wyszeptała "przepraszam".
Warto było!
Agnieszka