"Nawet nie wiem, od czego zacząć. Podobno takie wygadanie się ma pomóc mi ukoić mój ból. Czy to prawda? Za chwilę się przekonam. Bo boli mocno. Nie tylko przez stratę bliskiej osoby. Boli z jeszcze jednego powodu i z tego chyba najbardziej. Bo chociaż z jednej strony nie traciłam czasu, to mam poczucie, że jednak był to czas stracony. Byłoby inaczej, gdyby wyznał mi to wcześniej. Tak bardzo żałuję, że tego nie zrobił".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Był moim najlepszym przyjacielem
Poznaliśmy się, gdy jego związek się rozpadał. Było mu ciężko, a ja byłam dla niego dużym wsparciem. Kazałam mu walczyć, a on próbował.
Wrócił do swojej partnerki i teoretycznie żyło im się lepiej przez około rok. Ale my nie przestawaliśmy ze sobą rozmawiać. Robiliśmy to codziennie. Było i dzień dobry i dobranoc. Nawet wtedy, gdy i ja znalazłam sobie partnera.
Panowie chyba się polubili, chociaż mój partner zawsze był zazdrosny o mojego przyjaciela.
Czy miał powód?
Poniekąd może i miał, bo ja mniej więcej po roku znajomości z tym przyjacielem zrozumiałam, że go kocham jak mężczyznę, a nie tylko jak kumpla.
Trudno było mi to przed nim ukryć. Szczególnie w momencie, gdy został sam. Czasem wtedy mnie przytulał, bo tego potrzebował, a ja miałam ochotę zostać w tych objęciach na zawsze.
Szukał szczęścia u innych kobiet. Chciałam, żeby był szczęśliwy, choć było mi ciężko patrzeć na niego z kimś innym.
Aż zachorował
Jego dziewczyna od niego odeszła. Stwierdziła, że nie chce później cierpieć. Czyli to było zupełnie tak, jakby od razu skazała go na śmierć. A przecież on musiał walczyć!
Załamałam się, ale oczywiście nie mogłam mu tego pokazać.
Walka była krótka, ale intensywna. Choroba jednak postępowała.
W miarę moich możliwości byłam u niego jak najczęściej. A przez pozostały czas zwyczajnie "wisieliśmy" na telefonach.
Zaskakujące było to, że choć przez ostatnie lata gadaliśmy non stop, wciąż nie brakowało nam tematów.
Zawsze mówił, że jestem mu najbliższa. Najważniejsza dla niego. To było takie miłe. Ale byłam przekonana, że on naprawdę myśli o mnie tylko jak o przyjaciółce.
Pewnego dnia gdy go odwiedziłam, poprosił, żebym się przysunęła, bo chciałby powiedzieć mi coś na ucho i nie chce, żeby kolega z sali to słyszał.
Zbliżyłam się, a on pocałował mnie w usta. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym miłości i w jednej chwili zrozumiałam, że byłam dla niego kimś więcej, co z resztą sam mi wyznał.
Dlaczego tak późno? Bo po pierwsze myślał, że jest dla mnie tylko kumplem, a poza tym ja przecież kogoś miałam.
No tak, ale go nie kochałam. Ile ja bym dała, żeby wyznał mi uczucia już wtedy, gdy po raz pierwszy zabiło mu mocniej serce na myśl o mnie. Mam poczucie straconego czasu. Dlatego strata przyjaciela boli mnie jeszcze bardziej.
Nie ma Cię z nami już 6 miesięcy. A ja wciąż tęsknię i żałuję.
Czy ten list ukoił mój ból? Nie. Ale może komuś, kto go przeczyta, uzmysłowi, że nie warto kryć się z uczuciami. Bo owszem, odrzucenie boli. Ale warto ryzykować, myśląc, że jest szansa na szczęście.
Magda