"Jeszcze jakby ona sama nie była matką, to może jej słowa tak by mnie nie dotknęły, zwłaszcza że przez długi czas zastanawiałam się, czy są one słuszne i trafne w mojej sytuacji. Teraz już sobie to odpuściłam, poszłam dalej i staram się o tym nie myśleć, chociaż chce przestrzec wszystkie osoby, zwłaszcza kobiety, przez pierwszą wizytą w domu młodej mamy. Uważajcie na to, co mówicie, gdyż słowa bardzo ranią, zwłaszcza w tak delikatnym czasie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
To był mój pierwszy poród i połóg
Moje upragnione dziecko przyszło na świat ponad dwa lata temu i wywróciło życie moje i mojego męża o 180 stopni. Jednak cieszyliśmy się bardzo, kiedy Klaudia wreszcie pojawiła się na świecie. Kiedy więc już urodziłam, to nasi rodzice odwiedzili mnie w szpitalu, aby poznać wnuczkę. Z kolei reszta rodziny zobaczyła malutką po powrocie do domu.
Najpierw odwiedziło mnie rodzeństwo moje i męża, przyjaciele, a później dalsza rodzina. Jednak to wszystko nadal odbywało się w połogu, który był dla mnie trudny. Mimo że urodziłam siłami natury, to długo dochodziłam do siebie, a laktacja także rozkręcała się z trudem. Może właśnie dlatego byłam tak wrażliwa na słowa innych.
O ile rodzeństwo i przyjaciele wykazali się empatią, o tyle moja kuzynka powiedziała coś, co prześladowało mnie przez wiele miesięcy. Żałuję, że ją w ogóle zaprosiłam wtedy do domu...
canva.com
Zamiast wsparcia dostałam bolesny przytyk
Kiedy więc Kinga przyjechała do mnie i zobaczyła małą, stwierdziła, że moja córka dużo płacze, bo mam za słaby pokarm. Fakt, Klaudia płakała dużo i często, ale według lekarzy wszystko było w normie. Ja niewyspana, zmęczona i zaskoczona jej słowami nie obroniłam się w żaden sposób. Szkoda, że nie wystosowałam celnej riposty i nie puściłam jej słów mimo uszu.
W kolejnych miesiącach, kiedy Klaudia rosła, ale podczas płaczu, nerwowym jej zachowaniu podczas karmienia i każdym kolejnym kryzysie, których przecież było niemało, ja przypominałam sobie bolesne słowa kuzynki. Zastanawiałam się, czy to prawda. Nawet skonsultowałam się ze specjalistą w tej sprawie. Choć on nie stwierdził żadnych problemów z pokarmem, to ja nadal wyrzucałam sobie, że to wszystko moja wina.
Dopiero po dłuższym czasie odpuściłam sama sobie. Teraz żałuję, że w ogóle zaprosiłam ją do domu. Niech moja historia będzie przestrogą dla wszystkich odwiedzających młode mamy. Pamiętajcie, że słowa ranią i to bardzo, zwłaszcza mamy w trakcie połogu.
Zuzanna