"Wiem, że to moja wina. Choć jak każda babcia, chciałam po prostu te moje wnuki rozpieszczać. A synowa wielokrotnie mi mówiła, żebym tak nie robiła, bo jej dzieci mają wiedzieć, że nie przyjeżdżają do babci po prezenty, tylko dla wspaniałej atmosfery i morza miłości. Myślałam sobie wtedy, że co ona tam wie. Przecież ledwo co sama została matką, a gdzie jej tutaj do babci. Działałam w zgodzie ze swoim sumieniem. Ale źle na tym wyszłam. Teraz niestety żałuję".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
To takie smutne
Dlaczego światem rządzi pieniądz? Ja wiem i rozumiem, że mają pieniądze mamy też spokój. Sama teraz widzę, od kiedy jestem na tej marnej rencinie, że mi ciężko. Zmartwień więcej, bo człowiek raz zachoruje i wyda na leki i już mu na jedzenie zabraknie, bo opłat przecież trzeba pilnować.
No ale nie zawsze tak było. Dopóki pracowałam i miałam siłę, żeby coś do tego jeszcze dorobić, to mi tych pieniędzy nie brakowało.
Kiedy zostałam babcią, zakochałam się po uszy w tych moich wnukach. Nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym ich nie rozpieszczać.
Rodzice wychowują
A dziadkowie rozpieszczają. To przecież od zawsze tak było. Uwielbiałam tę ich radość, gdy przynosiłam im jakieś upominki. Na początku to były drobiazgi, bo taki maluch ucieszy się ze wszystkiego. Ale gdy wnuki rosły i poddawały się wpływowi kolegów, to ich wymagania były coraz większe.
Czasami całą swoją wypłatę z drugiej pracy przeznaczałam na zachcianki chłopców, a synowa wtedy kręciła nosem i mówiła mi, że źle ich uczę. Bo jej dzieci powinny wiedzieć, że do babci idą dla morza miłości i dla wspaniałej atmosfery, a nie dla prezentów.
Ja wtedy myślałam, że ona przesadza. No bo jak to, wnuki bez prezentów by mnie nie kochały? Nie pamiętały o mnie? Nie wierzyłam w to!
Ale ona miała rację
Chłopcy bywali u mnie często. Synowa dbała zawsze o zdrową dietę i słodkości u niej w domu nie było. Chyba że jakieś własnoręcznie upieczone, bezcukrowe ciacha.
U mnie cukierków i ciasteczek było zawsze pod dostatkiem.
A jak któryś mnie zapytał o to, czy mogę poratować stówką, bo z dziewczyną albo z kolegami chce iść do kina, to też nigdy nie odmówiłam, chociaż sobie musiałam sobie później czegoś odmówić.
Ale miałam przecież tylko ich.
Wiem, że przyzwyczaiłam ich do tej mojej hojności, miałam jednak nadzieję, a może nawet i pewność, że to do mnie od nich wróci. Zainteresowanie, opieka, życzliwość.
Jednak od kiedy jestem na rencie i nie mam już siły na dodatkową pracę, musiałam zacząć odmawiać wnukom i drogich prezentów i tej przysłowiowej stówki.
A oni zaczęli odwiedzać mnie rzadziej. A teraz już w ogóle mam wrażenie, że mną zwyczajnie gardzą. No i fakt, powinnam mieć pretensje do siebie.
Myślałam jednak, że zbudowałam z wnukami więź, a oni przychodzą do mnie po coś więcej, niż tylko po pieniądze. Jest mi przykro, ale czasu nie cofnę. A do synowej też nie mogę mieć pretensji o wychowanie dzieci, bo przecież sama mnie ostrzegała.
Grażyna