Denyse Labarca pokryła już swoje ciało w 90% i nadal zamierza to robić! Wszystko przez swoją pasję do tatuowania, którą zaszczepił w niej jej obecny mąż. Kiedy się poznali, 31-latka miała już 5 tatuaży, ale to jej ukochany zainspirował ją do robienia kolejnych. Mimo że jest żoną i matką, jak wiele z nas, to reakcja otoczenia nadal jest krzywdząca, zwłaszcza opinia jednej osoby budzi największe kontrowersje...
Pokryła prawie całe ciało tuszem i zamierza robić to nadal
Denyse Labarca to 31-letnia Kanadyjka, która na co dzień zajmuje się tatuowaniem innych, a po pracy spełnia się jako żona i mama. Jednak oprócz z pozoru zwykłego życia, kobieta ma wytatuowane 90% powierzchni ciała i nadal zamierza to robić. Jak sama twierdzi to rodzaj uzależnienia, choć nie od razu miała taki plan.
Kiedy poznała swojego przyszłego męża, to miała już 5 tatuaży, ale jej ukochany zainspirował i zrobił jej dużo więcej. Właśnie dlatego teraz ma wytatuowane nie tylko nogi, ręce, brzuch, ale też plecy, klatkę piersiową, a także dłonie i twarz. Ostatnio Denyse Labarca została mamą. Zobacz, jak jeszcze kilka tygodni temu wyglądały jej tatuaże w ciąży.
Opinie innych są bardzo krzywdzące
Ludzie, kiedy widzą ją na żywo, gapią się na nią i szepczą między sobą, ale ona nie zamierza się tym przejmować. Jednak na Instagramie, gdzie zgromadziła ponad 100 tysięcy obserwujących, ludzie różnie komentują jej wygląd. Jak sama powiedziała w wywiadzie dla portalu The Sun:
Na Instagramie spotykam się z negatywnymi opiniami w stylu: "Dlaczego to sobie zrobiłaś?", "Jak będziesz wyglądać, gdy będziesz starsza?" i "Czy nie będziesz żałować tych wszystkich tatuaży, które masz?
Jedna sytuacja zapadła jej w pamięć, kiedy to poszła do sklepu spożywczego, by kupić kostkę masła, to sprzedawczyni myślała, że ją ukradnie. Tylko dlatego że ma tatuaże.
Co ciekawe, jej pierwszy tatuaż sfinansowała jej matka z okazji urodzin, gdy solenizantka miała 15-16 lat. To była inicjatywa jej rodzicielki, a nie jej samej. Teraz cała jej rodzina nosi tatuaże.
W galerii znajdziesz wiele zdjęć Denyse Labarcy. Warto!