"Memu wielce szanownemu partnerowi chyba się coś pokręciło... Mieszkamy razem od pół roku. Ja jakiś czas temu przebranżowiłam się i szukałam pracy. Większość dnia spędzałam w domu, jego nie było i normalne wydawało mi się, że w takim wypadku to ja robię ciepły obiadek, a potem jemy razem... Każdy zrobiłby tak samo! Lecz jego podejście się nie zmieniło, kiedy ja też przestałam spędzać dnie w domu. Czego te matki uczą swoich synów?!"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Zamieszkałam z narzeczonym, jak jeszcze nie miałam pracy
Jestem z facetem już dwa lata, ale dopiero po zaręczynach zamieszkaliśmy razem. Tak wyszło - Marek wskoczył na miejsce mojej współlokatorki, która przeprowadziła się do innego miasta. Ucieszyłam się bardzo, że teraz będę miała go blisko.
Akurat w moim życiu zaszły też zmiany zawodowe. Zrezygnowałam z poprzedniej pracy, poszłam na szkolenie w nowym zawodzie, zdałam egzamin i szukałam jakiejś intratnej propozycji. Zanim znalazłam coś naprawdę godnego uwagi i spełniającego moje oczekiwania finansowe, minęły 3 miesiące.
Przez ten czas byłam w domu i generalnie nie miałam za wiele do roboty. Dlatego normalne wydawało mi się, że ten domownik, który nie pracuje, ogarnia podstawowe rzeczy w domu... Korona mi z głowy nie spadnie, jak ugotuję obiad i załaduję pralkę. Zjeść muszę i tak, więc chyba jasne, że gotowałam od razu na dwoje. Podobnie z praniem i zmywarką.
Sęk w tym, że mój narzeczony chyba opacznie to wszystko zrozumiał. Rozradowana, od początku października poszłam do nowej pracy... A wtedy się zaczęło!
Mojemu narzeczonemu padło na głowę. Nie będę jego mamusią
Ja wracam po 8 godzinach pracy, a tak zaschnięte naczynia w zlewie (jego naczynia, ja po swoim śniadaniu sprzątnęłam od razu). Pyta się, na którą obiad ugotuję, bo już jest głodny. A wrócił pół godziny przede mną...
Bez kitu, słysząc to, ja się zagotowałam, i to natychmiast!
Czy on zapomniał, że Bozia też mu rączki dała? Serio myśli, że będę wokół niego skakać? Nie wiem, jak on żył, zanim zamieszkaliśmy razem - przecież musiał na czymś jeść i mieć co na tyłek włożyć... Wtedy mógł sam się obsłużyć, a teraz nie może?
Jesteśmy teraz oboje w tej samej sytuacji, oboje tyle samo pracujemy (tylko w ciut innych godzinach); to chyba oczywiste, że dzielimy się obowiązkami domowymi po równo.
Nie ogarniam tego. Myślałam, że z niego prawdziwy mężczyzna, a tu się okazuje, że liczy na to, że partnerka mu zastąpi mamusię albo będzie usługiwała? Jeszcze czego...
Nie wiem, co robić. Minął już prawie miesiąc, a on nadal się miga. Dać mu jeszcze szansę, czy dać sobie spokój z tą znajomością?
Zuza