"Zawsze podziwiałam tę dzielną staruszkę, która od lat mieszkała sama. Nie chciała zostawić swojego domu i ogrodu. Twardo obstawała przy tym, że tutaj jest jej miejsce i tu dożyje swoich dni. Prawie nikt o niej nie pamiętał, poza... Kajetanem. Jednak gdy pewnego dnia odeszła, nagle drogę do jej domu znaleźli wszyscy członkowie zagubionej rodziny..."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pani Maria mieszkała sama. Jednak nie była samotna
Pani Maria przez lata była moją sąsiadką. Wprowadziłam się do domu obok jej jakieś 25 lat temu, świeżo po ślubie. Gdy kupiliśmy ten dom, byłam w ciąży i bardzo się cieszyłam, że zamieszkam w spokojnej dzielnicy daleko od centrum.
Pani Maria miała wtedy 60 lat. Obawiałam się, że ta starsza pani będzie narzekała na krzyki dzieci w ogrodzie, ale pani Maria okazała się najwspanialszą sąsiadką pod słońcem. Wyrozumiała, zawsze na mój widok uśmiechała się i częstowała dobrym słowem. Mój mąż stale pomagał jej w cięższych pracach albo drobnych naprawach, z którymi sama nie umiała sobie poradzić. Ja często robiłam dla niej zakupy, jeśli tylko potrzebowała.
Kilka lat później, gdy już lepiej się poznałyśmy, dowiedziałam się od niej, że gdy my spodziewaliśmy się dziecka, ona dopiero co została wdową. Miała dwoje dzieci i podobno gromadkę wnuków... Ale niechętnie o tym mówiła. Nikt do niej nie przyjeżdżał, a ja nie pytałam, czemu tak jest.
Pani Maria miała tylko jednego towarzysza - Kajetana. Na co dzień wołała na niego Kajtek. Znalazła go kiedyś przy drodze. Ktoś jechał na wakacje, zatrzymał auto na chwilę na poboczu i wypchnął z niego zszokowanego psa. Piesek tak skomlał i zawodził, że ulitowała się nad nim i wzięła go do domu. Najpierw jednak zaniosła go do nas, bo mój mąż był weterynarzem. Obejrzał psiaka i zrobił mu wszystkie konieczne badania. Potem za darmo opiekował się Kajetanem do końca.
Kajtek stał się za to najukochańszym przyjacielem pani Marii. Mały, charakterny, wszędzie go było pełno. Nie odstępował swojej wybawicielki na krok.
Canva
Pani Maria wycięła wszystkim niezły numer
Później odeszła też pani Maria. Cicho, we śnie. Nas zaalarmowało szczekanie Kajtka. Ponieważ sąsiadka nie otwierała, a pies wciąż szczekał, wezwałam policję i pogotowie.
Wiedziałam, że pogrzebem miała się zająć jedna z córek pani Marii. Myślałam, że mało kto się zjawi... Byłam w szoku, gdy tydzień później na cmentarzu były tłumy. Wszyscy bardzo zainteresowani tym, co pani Maria zostawiła w spadku. Podsłuchałam, że jej syn nawet snuł plany, że może wróciłby na ojcowiznę... Gotowałam się z wściekłości - tyle lat go nie było, a teraz nie uszanował nawet pogrzebu!
Widziałam ich potem jeszcze raz. Dostaliśmy wezwanie do notariusza na odczytanie testamentu. Trochę byliśmy z mężem zdziwieni, ale poszliśmy. Rodzina pani Marii stawiła się w komplecie. Wszyscy oczekiwali, że zaraz załatwią sprawy spadkowe i wrócą wzbogaceni...
Tymczasem pani Maria zagrała wszystkim na nosie. Wszystkie marnotrawne dzieci wydziedziczyła! Swoje oszczędności przekazała... psu. A raczej nam jako jego nowym opiekunom, z dyspozycją, że to na potrzeby Kajetana. Za to dom i obejście przekazała nam... wyraziła przy tym życzenie, że chciałaby, aby w tym miejscu powstała lecznica weterynaryjna, o której mój mąż od dawna marzył, ale nie mieliśmy na to funduszy.
Jesteśmy w trakcie realizacji tego planu... Będziemy jej za to dozgonnie wdzięczni.
A. i M.